Związek...
To ma jakiś logiczny sens ale ile można tak wytrzymać bez kontaktu ? Skoro jesteśmy ze sobą musimy jakoś się kontaktować. Poza tym wiem że związki na odległość są zajebiście trudne i męczące. Samo to gdy rozmawiamy na Skypie. To cierpienie kiedy widzę ją , słyszę , ale nie mogę dotknąć. Nie mogę do niej się zbliżyć zapytać co się dzieje , i że wszystko będzie ok. Można w sumie powiedzieć że jestem hmm "bezbronny" ? Nie mogę usiąść koło niej przytulić , powiedzieć Kocham Cię i że wszystko będzie w porządku bo tak nie jest. To jest naprawdę trudna sprawa. Kocham ją najmocniej na świecie , zrobiłbym dla niej wszystko. Mógłbym oddać wszystko tylko nie ją i mojej rodziny. Takie zerwanie kontaktu naprawdę źle może wpłynąć na zawiązek jak i na ludzi w nim zawartych. No pomyślcie sobie , jesteście w związku. Wszystko fajnie i nagle jedna osoba chcę ograniczyć / zerwać kontakt bez naszej wiedzy. Nie pisze , nie dzwoni , nie odzywa się , unika po prostu. O czym myślicie ? Olewka ? Problemy ? Coś mogło się jej stać ? Brak czasu ? Zainteresowanie nowym chłopakiem ? Takie myśli mi przechodzą coraz częściej przez głowę i wychodzą nie za bardzo pozytywnie emocjonalnie. Jak byście się czuli na moim miejscu ? Co byście zrobili w takim wypadku ? Za 2 tygodnie mam busa do Polski i chcę jechać do niej. Tylko nie wiem co dalej ? Jeżeli będzie tak dalej jak jest ... mam jechać ? Zostać tu gdzie jestem , zapomnieć o wszystkim ( w co wątpię bo codziennie myślę o tym wszystkim co razem robiliśmy)? Nie było dnia kiedy o niej nie pomyślałem. O każdej porze czy to rano , południe , wieczór , noc ... o każdej porze myślę o niej. To jest silniejsze ode mnie. To jeszcze nie jest ten moment w którym mam głupie myśli ale obawiam się że prędzej czy później to dojdzie do mnie. Dojdzie do mnie świadomość tego że ją straciłem i nie jestem w stanie znowu zdobyć. Choćby przez pieprzoną odległość. Nawet nie wiecie ile czasu zastanawiałem się czy zrobić ten odpowiedni krok. Krok przez który wiele zmieni się w moim życiu. Odważyłem się. I wiecie co ? Nie byłem sobie w stanie wyobrazić że pewna osoba mogła zmienić moje życie na lepsze. Dzięki niej przestałem się bać wszystkiego oraz zmieniłem swoje nastawienie do życia. Która pomogła mi w pewnym sensie zrozumieć świat jak i znaczenie słowa „miłość”. Dzięki której odkryłem w sobie wiele rzeczy które dotąd były mi nieznane. Będąc w jej towarzystwie stawałem się innym człowiekiem. Zmieniałem się nie do poznania. I zmieniłem się już całkowicie. Tylko teraz ... to co teraz się dzieje jest tak zajebiście trudne... porównując to do wszystkich problemów , stresów przed czymś , kłopotami to wychodzi na to że to co było wcześniej to pestka z tym co jest teraz. Szczerze ? Im więcej o tym myślę doprowadza mnie to do łez. Właśnie tak , nie jestem w stanie zapanować nad swoimi emocjami i uczuciami choć jestem już dorosłym człowiekiem , i te kilka łez coraz bardziej chce wypłynąć z oczu. Często znajomi , rodzina pytają się mnie - Michał co się dzieje ? Coś się stało ? A ja na to standardowa od pewnego momentu odpowiedź -Nieee wszystko ok. Nic szczególnego się nie dzieeeeeje. Nie wytrzymuje już tego opanowywania się. Pokazywania że wytrzymuję ze wszystkim. Nie jestem aż tak twardym człowiekiem niestety. Ale jedno jest pewne. Kochałem ją , Kocham , i będę kochać....


  PRZEJDŹ NA FORUM