jak pomóc alkoholikowi?
Chciałabym pomóc bliskiej osobie która ma problem
Witam! Chciałam podzielic sie z wami moim problemem, moj chlopak jest alkoholikiem...juz nie wiem co mam robic, mam dosc, meczy mnie ten zwiazek, ale chcialabym mu pomoc. w sierpniu skonczy 31 lat a zamiast cos zrobic w zyciu on caly czas sie stacza.Jest coraz gorzej. Moze zaczne od tego, ze jestesmy ze soba prawie 4 lata , ja jestem mlodsza mam 21 lat, jeszcze na poaczatku naszego zwiazku wiadomo, czasem poslzismy na jakas imprezke napilismy sie , ale z czasem zaczelo mi to przeszkadzać.
W ostatnie wakacje w lipcu pojechalismy na tydzien na wczasy i tam sie zaczelo, rozpil sie okrutnie od tamtego czasu zmienil sie nie do poznania, caly sierpien pil , nie byl ani razu w pracy...wrzesien- to samo moze poszedl pare razy .. w pazdzierniku - 3 dni pil, potem szedl na 2 dni do pracy potem przychodzil weekend to znow pil, w poniedzialek mial kaca wiec nie szedl do pracy, a zeby wyleczyc kaca to znow pil, tlumaczyl ze tylko 3 piwa i nie wiecej, ze wypije zeby moc cos zjesc i wtedy juz sie poczuje lepiej, po tych 3 piwach szedl po jeszcze dwa ... czasem juz dawal sobie spokoj, i szedl na drugi dzien do pracy (rzadko )a czasem konczylo sie na 10 i o pojsciu do pracy juz nie bylo mowy...smutny
listopad i grudzien zlecialy tak samo... ale w grudniu juz stracilam nerwy zaczelam robic mu awantury , prosic i blagac. Jakby ktos popatrzyl na to z boku ... moj boze wygladalo to na patologiczny, toksyczny zwiazek... klotniem, awantury, ja zabieralam mu klucze od bramki zeby juz wychodzic nie mogl po kolejne piwa a on potrafil wtedy przeskoczyc przez bramke zeby tylko sie moc napic... upijal sie czasem do nieprzytomnosci, rano wymiotowal i pil znow piwo zeby "poczuc sie lepiej" ... Były owszem kilkudniowe przerwy, ale to było nie do zniesienia, chodzil caly czas zly nie mogl sobie znalezc miejsca, potrafil przez calY dzien nic nie robic tlyko chodzic tam i z powrotem z wielkim smutkiem na twarzy, chcialam go pocieszyc przytulic, proponowalam mu rozne zajecia ale bez skutku , byl zimny nie rozmowny , popadal w depresje, dopiero gdy napil sie piwa, mogl znaleźć sobie zajecia i być znów wesołym...Przyszedl sylwester... zagrozilam mu ze jak nie skonczy pic po Sylwestrze to od niego odejde... obiecal ze przestanie, ale mu sie nie udalo. Po Sylwestrze pil jeszcze przez dwa tygodnie...po 2 tygodniach przestal na niecale 3 tygodnie poszedl na swoje ulubione treningi, zaczal cwiczyc...cieszylam sie,on rowniez. Ale doszlo do jakiejs klotni i znow sie napil, nie wytrzymalam i odeszlam od niego,wyprowadzilam sie, wrocilam do rodzicow... wtedy zaczol sie koszmar, po 2 tygodniach nie odzywania sie do siebie zaczol mnie meczyc , zebym mu pomogla ze mnie kocha ze przestanie pic zebym wrocila do niego, powiedzialam ze wroce jak pokarze ze nie juz nie pije...nie pil max. 2 dni...ale przeciez nie wroce do niego po 2 dniach nie picia, wiec zalamal sie ze nie chce wrocic i zaczol pic dalej...po tygodniu poprosil mnie o spotkanie zgodzilam sie, przyszedl smierdzacy , pijany, powiedzial ze pije juz tydzien, ze nie kapal sie od tygodnia, ze nic nie je, ze w nocy nie spi. Mówił ze przez to ze mnei stracil ma jakies ataki i caly sie trzesie ze dostaje histerii, tlumaczylam mu ze to przez alkohol ale on wmawial mi ze to przez to ze mnie nie ma, ze on nie umie sobie z tym poradzic, i ze zglosi sie do psychiatryka na odzial dla alkoholikow bo on juz nie moze... Po naszej rozmowie wrocil do domu i zaczął po mału się ogarniać,wrócił do pracy... wiec zgodzilam sie dac mu kolejna szanse,i byc przy nim zeby mu z tym pomoc, jednak nadal postanowilam mieszkac z rodzicami, bo jego mieszkanie stalo sie meliną, zimno,brudno...wszedzie butelki.
w weekend pojechalismy do jego rodziny, nie obeszlo sie bez 3 piwek... musial je wypic .. tlumaczyl sie ze przeciez sie nie upija ze to tlyko 3 piwka ze musi je pic zeby po malu odstawic alkohol, bo inaczej nie da rady...szkoda tylko ze o godzinie 10 rano otwieral juz pierwsze piwo, zeby moc zjesc sniadanie smutnysmutny zdenerwowalam sie i powiedzialam mu ze mial nie pic, ze odejde od niego znow, on wtedy mowil ze jak tak bardzo chce to moze nie pic dla mnie tych piw, a ja mu wtedy mowila ze chodzi o to zeby sam dla siebie nie pil, zbey sam zrozumial ze ma problem, zeby robil to dla siebie, nie dla mnie, bo jak bedzie robil to dla mnie to w koncu mu sie to znudzi i znow sie napije...no ale do pracy zaczął chodzic wiec odpuscilam mu ten weekend liczac ze wszystko dalej sie ladnie ulozy...ale niestety wczoraj znow sie napil...poniewaz bylam w szkole i rozladowal mi sie telefon, nie odpisalam mu na smsa do domu wrocilam wieczorem, bo po szkole wstapilam do kolezanki, wlaczylam telefon i juz domyslilam sie ze pil... dzisiaj rano zaczął wydzwaniac zebym przyjechala, i mu pomogla, bo on nie daje rady beze mnie ( kiedys widzielismy sie codziennie, mieszkalismy razem od kad postanowilam zamieszkac znow z rodzicami widujemy sie tylko w weekend)... Teraz nie wiem co robic bo placze mi do sluchawki, krzyczy ze on zwariuje ze zglosi sie zaraz do psychiatryka, zebym przyjechala bo jak nie to nie da rady i napije sie , ale ja naprawde nie mam ochoty juz patrzec na tem brudny dom... mieszkalam tam on pil calymi miesiacami a ja tlyko patrzylam jak pije do komputera, i sprzatalam ten syf, robilam mu obiady...nie wiem co robic, on chce zebym przyjechala ze poszukamy jakiejs kliniki, ze sie zaszyje.
Zarzywal kiedys tabletki anticol, wiec nie pil...
Przez alkohol stracil prawo jazdy... musial zaplacic 3 tys. kary , placil po trochu a resztki pieniedzy zamiast zaoszczędzic jak sie da to kupowal sobie piwa... a jak chcialam cos na obiad zrobic to tlumaczyl ze nie mamy pieniedzy i musimy jesc to co mamy...ja jeszcze sie ucze wiec nie pracuje... tlyko w weekendy czasem pojde do pracy...wiec on nas utrzymywal, tak bardzo go kochalam ze wytrzymywalam to wszystko ten dom, ten syf, to jedzenie...
Jakos chyba w styczniu trafil do szpitala, szedl pijany i wywrocil sie na plecy ... strasznie go bolaly... potem nie pil przez tydzien i zaczelo mu sie krecic w glowie, mial problemy z oddychaniem, bolalo go wszytsko, mial skoki cisnienia... stracil przytomnosc... zrobili mu badania pod katem tych plecow, tego upadku... ale nic nie wykazaly... standardowo badanie krwi... - wykazalo ze ma 0,1 mg alkoholu... po nie piciu przez tydzien, dostal kroplowki i lekarz go puscil do domu. ogolnie masakra . ja juz nie wiem jak mu pomoc, ja juz nie chce na niego patrzec.. on jest innym czlowiekiem ale z drugiej strony chcialabym mu pomoc smutny a wiem ze jak mu nie pomoge to on sie stoczy i zacznie pic. Prosze pomozcie , ja juz nie mam sily smutny nie wiem co z nim zrobic. Boje sie ze jak sie zaszyje to i tak sie odwazy napic smutny


  PRZEJDŹ NA FORUM