trudna sytuacja - długie...
Witam,
Trochę przynudzę

Mam problem związany z moją najlepszą przyjaciółką. Poznaliśmy się jakoś w zimie, codziennie dużo (bardzo) dużo czasu spędzamy razem kontaktując się przez fb, ona jeszcze w klasie maturalnej, ja już na drugim roku studiów. Jestem w niej zakochany po uszy, ona traktuje mnie jako "najlepszego przyjaciela". I w tym tkwi problem - chyba w lutym (czyli na początku znajomości) wiedziałem już, że ona nie szuka nikogo, w marcu powiedziałem jej już, że ją kocham, ale wiem, że nic z tego nie wyjdzie bo widzę, że jej się nie podobam (mimo, że potrafimy przegadać na fejsie przez dobry cały wieczór lub jak wcześniej wraca to po szkole).
Wydaje mi się, że jestem frajerem, który przez to, że jest w niej zakochany po uszy zrobi wszystko (tj. pocieszy w trudnych chwilach, spróbuje zmotywować itd. czyli jak zwykły przyjaciel..). Za nią patrzą wszyscy, ale widzą w niej głównie obiekt seksualny a nie osobę, z którą można byłoby stworzyć dłuższy związek (a na tym mi zależy).
Niestety mieszkamy dobre 2h jazdy komunikacją miejską od siebie, ona chodzi na siłownię by zdać pewne egzaminy (nie piszę dokładniej bo i tak obawiam się, że mogłaby trafić na taką stronę, to będzie klops totalny oczko ), jest na prawdę atrakcyjna, wg mnie inteligentna, intrygująca - jednym słowem dla mnie ideał, szczególnie, że ma takie same zainteresowania i podobne cele życiowe.
Wczoraj zakochała się (powiedziała mi to, bo tak była tym uradowana - ja jako ten nieszczęsny przyjaciel zełgałem, że się cieszę - w końcu jesteśmy tylko przyjaciółmi płacze), powiedziała, że z tą osobą rozmawia się jej jak z nikim innym wcześniej, że potrafi rozchmurzyć ją na cały dzień. Namówił ją na to by szła na studniówkę - nie idzie z nią, ale udało mu się ją namówić by nie traciła takiego przeżycia.. To, że tak z nią rozmawia, oraz ma taki wpływ chyba jednoznacznie świadczy, że jeżeli jeszcze nie są to zaraz będą parą.
Jeszcze wspomnę, że 3 dni temu wpadłem w olbrzymi dołek emocjonalny, niestety powiedziałem jej o tym - wiedziałem, że ona się mną raczej nie interesuje a tylko z nią mam taki kontakt (jak ją stracę to w zasadzie nie wiem co będę robił przez tyle czasu co ona mi wypełniała smutny ). Napisałem jej, że bardzo potrzebuję kogoś, potrzebuję rady co powinienem ze sobą zrobić by jakaś mnie zechciała - czemu o to prosiłem? Bo serio nie wiem, jestem osobą, która jest otwarta dla osób, które znam trochę, nie jestem typem gościa, który podrywa, jestem niestety wycofany, nie piję, nie palę - tak jak ona. O to co mi radziła:
Ja: Więc, wszyscy wkurzaja mnie gadajac o dziewczynach - śmiałem się z tych 20-stuparu, ale tak na prawdę miałem do dupy przemyślenia. Takie tematy doluja mnie, bo wiem, że żadnej kobiecie się dotychczas nie spodobalem z wyglądu. A niestety, jak z tego względu się nie spodobam to reszta tego nie nadrobi, będzie to krótkotrwałe. Ja od czasu do czasu wpadam w takie doły bo brakuje mi osoby z którą mógłbym pobyc, przytulić się, pogadać na tematy, które mnie bolą jak i ją. Zwyczajnie smutno mi było, więc wczoraj chyba ze 3 kółka spacerem wokół szkoły zrobiłem w ramach przemyśleń nade mną. Dziś w drodze też mnie to dopadlo, zdaje sobie sprawę z tego, że muszę nad tym zapanować ale nie umiem na razie. To będzie się nasilalo wraz z wiekiem... Mam to coś, że obchodzi mnie cudzy los a o swoje nie mogę zadbać :/
Ona: moze pora bys sie zaczal uinteresoac tylko soba? "bo sam się alienujesz zauwaz"
Ona: z takim podejsciem sie dziwisz ze nie mozesz sobie nikogo znalesc ... musisz sie otworzyc na kludzi
popieprzyc na byle jaki tema
Ja: nie umiem pieprzyc o niczym... może masz rację(?).
Ona: pora sprobowac

Na tym się zakończyła rozmowa tego dnia (ostatnie zdanie). Jak na przyjaciółkę to potraktowała mnie jak szmatę.


Wczoraj.
Ja: mam jeden żal, od dawna z resztą i pokrywa się to z tym co mówił w tej konkretnej kwestii XXX (XXX - były jej chłopak - wg niej on sobie ubzdurał ich miłość). Nie umiesz pomóc, podnieść na duchu, nic - zero, efekt tego co powiedziałaś wczoraj był wręcz odwrotny - jeszcze bardziej zacząłem się zastanawiać nad beznadzieją mojego istnienia (co mi przeszło częściowo).
Szkoda bo tyle dla Ciebie w sumie starałem się robić bezinteresownie, a wczoraj liczyłem na jakieś wskazówki a nie potwierdzenie tego, że jestem do dupy i w zasadzie sprawa jest ujowa..- ktoś mawiał jednak, że to co dobre wraca, w tym wypadku może kiedyś wróci ale raczej nie w najbliższej przyszłości. Ludzie dzielą się na tych co są z natury chętni są do niesienia pomocy i na tych którzy muszą się tego nauczyć w czasie życia/ a czasami do tego nie dochodzi. Mówię to do czego doszedłem po kontaktach z Tobą oraz z XXX .
Ci z natury pomagający, pomagają najczęściej bezinteresownie oraz są skłonni do poświęceń, ci drudzy muszą się tego nauczyć.
Zaniechanie kontaktu niewiele da (ale chyba do tego dojdzie, choć nie chciałbym tego bo w tym momencie skończy się moja ochrona przed XXX i resztą trzonu YYY [coś czego nie chcę zdradzać]) bo nie zacznę pić, bawić się z innymi w sposób jaki bawią się studenci, młodzi ludzie bo nie sprawia mi to funu. Fun i energię do życia dają mi manewry, treningi taktyczne, w pewnym momencie także i Twój uśmiech - który widziałem, wiedziałem, że jesteś raczej szczęśliwa z bycia tam w ZZZ.
Mam poważną wadę, nad którą pracuję - kompleksy związane z moim wyglądem, matka i inni znajomi oczywiście mówią, że podobam się ale za nic w świecie nie wierzę w to i to jest mój największy problem, który powoduje tzw. efekt lawinowy - reszta rzeczy potęguje się przez to. Od zawsze pamiętam, że dziewczyny traktują mnie jak taką swoją męską koleżankę, co strasznie mnie zaczęło wkurwiać bo twierdzą, że fajny jestem itd., ale coś jednak musi być nie tak.
To nie jest problem braku otwartości do ludzi - z dorosłymi mam lepszy kontakt niż z osobami w wieku nastoletnim bądź nawet studentami na I-II roku, od kiedy pamiętam mam tak.
Powiedz co powinienem w sobie zmienić (bliski kolega ze studiów mówi, że nie powinno się zmieniać samego siebie dla innych, ale może jednak warto choć o te 10 stopni się zmienić, może to coś da). Co zrobić ze sobą, prócz tego by przybrać na masie co będzie się zmieniało u mnie do ok. 25 roku życia niestety.
Mam nadzieję, że teraz nie przywalisz mi ponownie jak to do dupy jestem tylko troszkę mi podpowiesz. Wiem, że niestety nie jestem w Twoim typie , ale powiedz co Twoim zdaniem powinienem zmienić dla innych.
Czy muszę czekać na osobę, której także nikt nie chce.. Piszę jak piszę ale nigdy tak nisko nie upadłem. Nie ukrywam, że okazuję w tej sytuacji ogromną słabość pisząc, że mam kompleksy.
W kobietach brak empatii jest chory, bardzo żałuję, że tak mi wczoraj odpowiedziałaś bo "bliskiego przyjaciela" nie traktuje się w ten sposób, czy kiedykolwiek na Twój problem zareagowałem tak skrótowo, w zasadzie bez treściowo? Wczoraj już nie chciałem nawet tego komentować.. Trzymaj się.
Ona:
Ale ja wiem ze tak jest nie potrafie podnosic na duchu tylko dobic,ale czlowieku Ty naprawde musisz zaczac szukac sobie kogos wesoły to nie jest trudne wesoły wystarczy sie do kogos odezwac,usmiechnac ale tak szczerze
Bo ty jestes w pewnym sensie zamkniety w sobie
Odzywasz sie tak otwarcie glownie do osob ktore znasz a obcych eliminujesz po wymianie kilku slow
Jestem chujowa w takich gadkach no ale co ja moge wiecej
rozejrzyj sie bo nie moze byc tak zle jak myslisz wesoły



O co chodzi z moimi kompleksami - jestem osobą o podobno ładnych rysach twarzy ale niestety z włosami podobnymi do rudych - ale nie jest to marchewka, bliżej do tego: http://i.wp.pl/a/f/jpeg/30547/000_DV1390642.jpeg o wzroście 176 cm ale z tym akurat nie mam kompleksów - jedynie te cholerne włosy, ale proszę mi nie radzić zmiany koloru lub obcięcia się na łyso bo nie będę się zmieniał o 180 stopni dla nikogo, kto mnie takim nie akceptuje, ważę 62kg i jestem bliższy urodzie ektomorfika. Biegam, robię dużo pompek, podciągnięć, jestem zwinny, dobrze pływam i myślę, że w pewnym senesie mogę jej jakoś podobać tą zawziętością oraz inteligencją.. oraz podejściem do kobiet (niestety jestem typem takiego trochę wyszłego z mody gentleman`a jeżeli chodzi o kontakt z kobietami oraz sam fakt, że się nie zapijam itd.).

Więc tak - nie umiem podejść do dziewczyny i zagadać pierwszy, nie lubię imprez, czuję, że jestem wycofany przez moją urodę.

Wczorajsze urywki z wiadomości:

Ona: nie wiem czy typek czuje to samo ale ja nigdy sie tak nikim nie czulam piszac gadając
nawet jesli nie milosc to pewnie drugi po Tobie najlepszy przyjaciel :0
Ja:
Wiedziałem, że długo nie wytrzymasz . Ze szkoły czy dopiero go poznałaś?
Heh, cieszę się wesoły.
Ona:
no ja tez o potrafil rozweselic caly moj dien
dzien
nigdy tak wyjatkowo sie nie czulam

Co radzicie mi zrobić - zerwać z nią kontakt (będzie miała faceta, który na pewno nie będzie zadowolony = nie zaakceptuje tego, że gadam z nią kilka godzin dziennie - nie zawsze ale zdarza się..), ale i tak będę cierpiał czy pisać z nią, aż przestanie mi odpowiadać - też będę cierpiał.
Czy uważacie, że jest szansa, że kiedyś zmieni do mnie swój stosunek z przyjaciela na kogoś więcej..? Zależy mi na tej przyjaźni, gdybym miał zerwać to chyba musiałaby zmienić nazwisko, imię oraz adres i nr telefonu bym jej nie znalazł.



Tyle z mojej strony, mam nadzieję, że nie przeczyta tego



Nie ukrywam, że bardzo potrzebuję kogoś do kogo mógłbym się przytulić, pogadać czyli po prostu miłości. W poprzednich latach też mi tego brakowało ale w tym roku po tych 20tych urodzinach coś we mnie pękło niestety smutny.


  PRZEJDŹ NA FORUM