Współuzależnienie
Jeśli czegoś nie spróbujesz , to się nie dowiesz czy "to" ma sens. Na początku mego zdrowienia kurczowo trzymałam się myśli, że leczę się , żeby mój mąż przestał pić, żeby być jemu oparciem... ale po jakimś czasie zaczęłam zastanawiać się , czy to ma sens? Przecież to mój mąż jest uzależniony, a nie ja. I tak zrezygnowałam z terapii- wtedy mówiłam , że to przez męża , bo tyle było na głowie , że brakowało nam czasu. Mąż kontynuował terapię , nie pił i nie pije nadal.Dłuższy czas byłam kłębkiem nerwów. Krzyczałam, płakałam. Potem przyszło rozchwianie emocjonalne. Po jakimś czasie nazwałam "to" DWIE MADZIE- STARA I NOWA. Trochę minęło czasu zanim zrozumiałam, że w tym wszystkim jestem JA. Jestem ważna , MOGĘ CHCIEĆ , NIE MIEĆ NA COŚ OCHOTY... powróciłam do swojej terapeutki, wracam na terapię , byłam na al-anonie- to wszystko po to bo ja chcę żyć. Beatko życzę Ci , abyś przetrwała chwile zwątpienia, i wierzyła w to światełko w tunelu- bo ono tam jest. Zaczęłaś coś robić , więc zobaczyłaś światełko. Wybacz mi za szczerość , ale spróbuj nie myśleć o mężu. Los przewrotnym jest. Czy warto na siłę kogoś leczyć? Masz dzieci? Jeśli tak to mogę Ci powiedzieć, że mój 8 letni syn do dziś przypomina "tamte złe" chwile, jest bardzo uczuciowy i nerwowy. Często popada ze skrajności w skrajność. Piszę o tym , bo w walce o męża zapomniałam o swoim MAŁYM WIELKIM SKARBIE i bardzo tego żałuję. Trzymaj się!!!!


  PRZEJDŹ NA FORUM