Współuzależnienie
Witajciewesoły
Suzi84, Madzia przyłączam się dziwczyny i podpisuje pod Waszymi słowami obiema rękoma. Mam jednak problem. Mój mąż stracił nadzieję. im ja barzdiej idę w góre , tym on bardziej słabnie, a ja nie mam już dośc sił by go wspierać, bo sama musze mocno koncetrować się na swoim ozdrowieniu i czuje, że wpadam w jakąś pułapkę. On ciągle mówi o śmierci. Jest w depresji. Mieszka za granicą, nie chce tam być, ale i nie chce wrócić, by zawalczyć. Mieszkalismy razem, ale ja uciekłam, bo było nie do wytrzymania. Wróciłam do kraju z dziećmi. Trudno pomagac na odległość, ale ciągle czuje się jakbym miała smycz na szyji. Czesto sms, mail, rozmowa wytracają mnie z równowagi. Zastanwaim się czy musze mu pomagać? Jakieś to pokręcone. Nie wiem co robić, do kolejnego spotkania z terapeutą jeszcze cały tydzień. Czy to sa manipulacje? Rozsadek mówi mi tak, serce podpowiada co innego. Nie chce brac odpowiedzialności za cudze życie, a jeśli on naprawde chce sie usunąc z mojego życia, bo nie ma odwagi podjac walki? Co byście zrobiły? Jak przekonac człowieka aby zawalczył o siebie? Dlaczego to mnie tak obezwładnia?


  PRZEJDŹ NA FORUM