2 lata na odleglosc pzrzpada..
"Rób co chcesz, ja cię nigdy o nic nie prosiłem...." Skąd znam te słowa? Przez półtora roku byłam z kimś na odległość. Dwa tygodnie rozłąki i tydzień razem bez przerwy. Było cudownie, choc nie do końca. Numer polegał na tym, że on cały czas trzymał nasze emocje na dystans. Ciągle powtarzał, że trzeba pamiętać jak się poznaliśmy (a zaczęło się niestety od sexu) i że to, co teraz jest między nami to jedynie "wspaniałe spędzanie razem czasu, świetny sex i świetny kontakt". Nigdy nie używał słów "zakochanie" itd. To bolało ale tłumaczyłam sobie, że niektórzy nie mówią o uczuciach, tylko je pokazują. Pokazywał, więc czułam się szczęśliwa. Po półtora roku, nagle, wszystko gruchnęło. Stwierdził, że jest dla mnie tylko pionkiem, zapchajdziurą, kimś, do kogo się przytulam, póki nie znajdę lepszego. Zwalił na mnie całą odpowiedzialność za swoje niezdecydowanie i strach przed wspólnym życiem, bo tak mu było wygodnie. Obawiam się, że Twój facet robi coś podobnego. Nie chce się angażować, ten układ mu pasuje a skoro widzi, że Ty chcesz stabilizacji, to stara się od tego uciec nie raniąc Cię. Wiem, że to potwornie trudne ale postaraj się byc ponad to i sama skończ związek. Jeśli nagle Twój facet dostanie objawienia, wróci do Ciebie na kolanach z różą w zębach. Mój nie wrócił ale na szczęście znalazłam kogoś, kto nie robi z siebie wygodnickiego idioty. Powodzenia.


  PRZEJDŹ NA FORUM