A ona wcią ma nadzieję
Beato!
U mnie może nie było aż tak drastycznie bo mnie nie bił,dzieci kochał na swój sposób,przerwy w piciu kiedyś były dłuższe więc jakoś to zapijanie mi rekompensował tymi uśpionymi chwilami.
Zrobił wiele głupstw za które ja płaciłam i finansowo i psychicznie.
Zastanawiałam się co on ma takiego w sobie,że ja pomimo tego wszystkiego jestem z nim?
Przecież normalna kobieta już dawno dałaby sobie spokój.
Miałam nadzieję każdego dnia,że się opamięta,że będzie normalnie,że to był ostatni raz bo przeciez tak przepraszał,płakał,obiecywał.
Pewnego dnia ta nadzieja umarła bo dotarło do mnie z czym tak naprawdę mam do czynienia i wtedy coś się zmieniło.Uznałam,że przecież moje zycie to nie tylko on i jego problemy.Uwierzyłam,że bez niego będzie nam lepiej.Był jak taki wrzód na pupie.Był ciężarem.Przy tym wszystkim zapomniałam o sobie ,o swoich potrzebach zatraciwszy przy tym samą siebie.
Zobaczył,że mnie traci być może bezpowrotnie ,że coś jest nie tak,inaczej.
Jestem z nim 20 lat i alkohol zawsze był w naszym życiu ale od kiedy uwierzyłam ,że świat nie kończy się na nim,że mogę być szczęsliwa bez niego jest mi łatwiej.

Nie pije 4 m-c ale się nie leczy jednak mimo tego nie pobadam w euforię bo współ mają do tego tendencję.
Każda z nas prowadziła jakieś życie za nim pojawili się oni,miała znajomych,zainteresowania i ważne jest by tym się zająć,może odnowić stare znajomości,powrócić do dawnych marzeń.
Wiem,że wiele z Was nie ma wyjścia ( tak im się na dzień dzisiejszy wydaje)i muszą mieszkać ze swoimi alko ale namawiam po pierwsze terapia co za tym idzie zmiana zachowania, postępowania oraz zadbanie wreszcie o siebie.
Czy naprawde nie widzicie,ze oni dbają wyłącznie o siebie?


  PRZEJDŹ NA FORUM