to chyba współuzależnienie
Bardzo wszystkim dziękuję za słowa otuchy i wsparcie. Mój mąż nigdy mnie nie uderzył, poza jednym przypadkiem. Kiedyś reagowałam bardzo impulsywnie, gdy wracał pijany. Wtedy on odwzajemniał się agresją, popchnął mnie, mogłam wtedy skończyć tragicznie uderzając tyłem głowy o umywalkę, na szczęście stała wtedy w łazience skrzynka z jabłkami, zahaczyłam o nią i w nią wpadłam. Za jakiś czas przyłożył mi duży nóż do brzucha mówiąc, że nie będzie wychowywał tego bękarta. Byłam wtedy w ciąży z drugą córką. Od tamtej pory zaczęłam tłumić swoje emocje, nie reagować na "pijane" powroty.Odkąd jego firma się rozpadła już nie znalazł dobrej pracy, a nawet nie specjalnie jej szukał. Wyjechał do Radomia handlować jakąś herbatą i kubkami, przyjeżdżał raz na miesiąc na dwa dni i bardzo był z siebie dumny. Ja zostałam sama z domem, pracą, przedszkolem starszej córki i kilkumiesięczną drugą córką, którą jeszcze karmiłam piersią. W końcu skończył się biznes herbaciany a po nim zostały długi. Przeprowadziliśmy się do mojej Mamy, bo nie było nas stać płacić za wynajęte mieszkanie.Zawsze miał pretensje, że on nigdy nie czuł się u siebie, chociaż mamy samodzielne mieszkanie. Strasznie się tym przejmowałam, teraz mam to gdzieś, dopiero teraz. Pięć lat temu zaczął wyjeżdżać a ja czułam, że odpoczywam, przestaje mnie boleć żołądek i swędzieć skóra i nawet zauważyłam, że umiem się śmiać, tak szczerze, że koledzy w pracy śmieją się razem ze mną nawet nie wiedząc z czego. Nie kocham go, przez te miesiące nie tęskniłam ani jednego dnia, nawet go nie lubię. A mimo to nie potrafię zakończyć chorego związku. Wiem już teraz jak się zachowywać wobec alkoholika, ale nie zależy mi by przestał pić. Zależy mi by się wyniósł z mojego domu i mojego życia. Mam nadzieję, że tak się wkrótce stanie.


  PRZEJDŹ NA FORUM