nie rozumiem....
dlaczego tak postapila
Witam wszystkich. Ogólnie to nie miałem zamiaru pisać na tym forum, bo nie jestem facetem który się zwierza...ale z tym już nie daję sobie rady. Zarysuję moje doświadczenia: Dwie poprzednie dziewczyny które mi się podobały potraktowały mnie jak kolegę. Było nam razem dobrze, dopóki nie wyznałem, że mi się podobają, czy może coś z tego będzie, zależy mi, itp. I zawsze jak wypaliłem to słyszałem "że kolega", że fajny facet itp.

Opiszę co się dzieje teraz: Pół roku temu napisała do mnie dziewczyna na fotce, 21 lat, nawet ładna, bardzo mądra i inteligentna. Rozmowy te były bardzo ciekawe, nie było problemu typu "o czym będę z nią rozmawiał". Po jakimś miesiącu postanowiliśmy się spotkać, również "fajnie-pięknie", od spotkania do spotkania. Te same zainteresowania, poglądy na świat (tym razem poczułem, że to bratnia dusza, dogadywaliśmy się bez słów). Tylko, że...ciągle mi mówiła jaki to ze mnie fajny kolega bla bla...i że ona ma wielu kolegów. Zatem siedziałem cicho. Ale nie poddawałem się i chciałem spróbować zadać "to" pytanie (opowiedziała mi kiedyś historię że jeden jej przyjaciel nagle się jej oświadczył, i że ona uciekła). Na spotkaniu, zapytałem "hej, a jak to jest z Tobą? jak tylu kolegom się podobałaś, jakie to uczucie"...A ona że "straszne". I moje chęci opadły, wystraszyłem się, że mi ucieknie. Postanowiłem poczekać, zasłużyć sobie na nią. No i dalej się to ciągnęło, spotykaliśmy się, zabrałem ją na wycieczkę, potem jechałem z nią daleko na koncert (i tam starałem się być opiekuńczy, dałem jej kurtkę, rozgrzewałem dłonie bo było zimno itp). Potem prezenty na urodziny. I już miałem dosyć, serio wiedziałem, że to to! Że na pewno nie jestem dla niej kolegą i że powiem jej co czuję. Ale o złościwości losu. Wieczorem jak do niej zadzwoniłem żeby się umówić powiedziała mi że śpi. to ok, pogadam z nią jutro. Nastepnego dnia na gg zacząłem rozmowę jak zawsze normalnie...a ona wypaliła nagle "mam faceta" JEBS!! Szlag mnie trafił...coś tam pisała że nie wie czy to jest to czego ona chce...ale jak tylko głupio życzyłem jej szczęścia. Wnerwiłem się na siebie i tą sytuację, że sobie coś jednak ubzdurałem i że jestem dla niej tym kolegą jednak.
Ale! nie poddałem się;] Postanowiłem poczekać, być przy niej. Z własnego wyboru, żeby jej pokazać, że może na mnie polegać, żeby mnie pokochała. Nawet trochę się zmieniłem, na lepsze. Myślałem, że moje szanse rosną bo ten jej "facet" źle ją od początku traktował. Więc byłem przy niej jak było jej źle. Spotykaliśmy się dalej, moje zdjęcia wisiały nad jej biurkiem, myślę sobie "jest ok". Już niejednokrotnie prawie bym ją pocałował...Ale mam zasadę, że jak kobieta ma faceta to wara (myślę, że to dobra zasada). I dalej się spotykaliśmy, i było nam dobrze, tak jakby ten jej gościu nie istniał. Wiedziałem tylko tyle, że ją źle traktuje. Raz nawet mi wysłał smsa z pogróżkami pffff...że wpadnie do mnie. A ja odpisałem że "ok czekam". Nie przyjechał.... ;] Cieć! Serio czekałem, nie boję się go.
I znowu zaczęło we mnie pękać, postanowiłem wyznać jej...zapytać się...kurde nie wiem co...powiedzieć żebyśmy spróbowali. I zobaczyłem, że w niej też coś pęka...po rozmowach. W końcu trach, wyrzuciła mi, że kiedyś była we mnie zapatrzona jak w obrazek, że wtedy na koncercie jej nie przytuliłem, że zrobiła dla mnie obiad a ja nie przyjechałem (nie mogłem wtedy, serio). I zaczęło się pieprzyć...Ja nie chciałem?? po kiego mi gadała o tych kolegach! zrozumcie moje położenie, miałem prawo tak pomyśleć?? Sam też popełniłem błędy wobec niej, z których zdaję sobie sprawę, główne to to że nic nie zrobiłem, że nie reagowałem. Ale przez ten czas z nikim innym się nie spotykałem, nie zdradziłem jej. Rozmowa była oczywiście na gg, starałem się ją zakończyć bo nie tak powinna się odbywać, więc przepraszałem, kajałem się. Niby wszystko ok. Skończyliśmy rozmawiać "w zgodzie". Rano sms "jak spałem" a ja że "źle"....Ona też. Postanowiłem pojechać do niej, kupiłem bukiet pięknych róż (btw. pan co mi je sprzedawał zapytał na jaką okazję: "przeprosiny" "no, kiedyś mój bukiet przeprosinowy wylądował w koszu, i dzisiaj ta kobieta jest moją żoną" ;]). Pojechałem, chciałem spokojnie porozmawiać. Ehh i jej tłumaczenia:
- że ona już go zna od najgorszej strony, a jak ja bym ją skrzywdził to może się nie podnieść,
- że nigdy nie miała szczęśliwego związku (poprzedni faceci okazali się dupkami) i może boi się czegoś,
- i że on nie jest aż taki zły, że się stara.
Jak zapytałem czy coś do mnie czuje, to powiedziała że nie chce odpowiadać na to pytanie. A czy do niego? no że to nie jest facet którego chciała mieć, ale może będzie z nim szczęśliwa.
W sumie to odpowiadałem za nią...jakbym czytał w jej myślach. Na koniec powiedziała mi, że wiedziała że przyjadę i czekała na mnie, podziękowała. Chciałem dać jej czas. Pojechałem znowu, po 2 dniach...A ona co? "wiem, że źle robię ale nie zostawię go"
...
No to ja, ok, spadam, a ona czy nie jestem na nią zły, nie chciała mnie wypuścić. W końcu jak powiedziałem że nie, to ok odpuściła. Ale w smsach jakby czuła wyrzuty. Dwa razy nawiązała później rozmowę....taką jakby się nic nie stało. Ale ja nie potrafiłem rozmawiać, nie po tym co się stało. I tak dwa razy....za trzecim razem pokłóciliśmy się (oczywiście na gg). Napisałem jej, co myślę o jej facecie, a ona dalej swoje, że go nie zostawi. No to ok, napisałem że nie mam zamiaru być jakimkolwiek kolegą...i posunąłem się za daleko...w skrócie...zakończyłem tą znajomość. Nic na siłę, nie chcę jej uszczęśliwiać na siłę. No cóż...odpisała tylko "..." A ja poczułem się jak gówno...Powiedziałem za dużo...Nie zbluzgałem jej ni nic, przedstawiłem tylko swoje odczucia. Ehhh i wiem, że próbowała jeszcze złapać jakiś kontakt (migała mi na gg ciągle, że jest dostępna). Ale nie zareagowałem :/ Serio to dla mnie trudne...ale się uparła na tamtego mimo że do niego nic nie czuje. A nie byłoby już tak fajnie między nami...bo albo jesteśmy razem albo...no wiecie...
Ale nie wytrzymałem, napisałem do niej list, taki długi, na 13 stron A4, napisałem jeszcze raz wszystko, od początku, co do niej czuję, dlaczego tak mi się podoba, jakie błędy popełniłem. Wysłałem do niej w czwartek rano....poleconym....nawet nie wiem czy dotarł...czy go przeczytała....
Nie wiem co mam robić, o co kaman? czasami myślę, że ten facet nie istnieje nawet, że jest wymyslony (wiele faktów co do niego jest sprzecznych) ale może tylko mi się tak wydaje...mam urojenia... A...jeszcze jedno...skoro on do niej przyjeżdżał to nie widział moich zdjęć nad jej biurkiem? Jak byłem u niej ostatnim razem to jeszcze wisiały. WTF??
No ale powiedzcie mi! Dlaczego ona tak zrobiła. Nie mogę tego pojąć. Nie potrafiła mi powiedzieć nie, jak mówiłem, że odchodzę to się wystraszyła. Ale się uparła na tamtego. ehh
A no i nagle, jak wszystko sobie powiedzieliśmy to tamten taki niby "już okej, fajny, dba o mnie, jest okej" ????
Męczy mnie to strasznie....ale ona milczy...Co o tym myślicie? Co powinienem zrobić? Ciągle bardzo mi zależy...To wyjątkowa kobieta, chciałem ją potraktować poważnie, żeby nie wyszło jak zawsze....a wyszło..;]
Jeśli coś niezrozumiałe to piszczie...Wiem że sprawa jest dziwna, sam tego nie rozumiem...
pozdrawiam


  PRZEJDŹ NA FORUM