Uzależnienie od chorej miłości
Mam 26 lat (niedługo 27) i jestem dziewicą. Ciężko mi określić, z czego właściwie to wynika. Może z tego, że od dziecka jestem bardzo nieśmiała, a już zwłaszcza w kontaktach z facetami. Nie wiem w jakiej skali mogę oceniać swoją atrakcyjność, bo to zależy od gustu. No, ale myślę, że jestem (chyba) całkiem normalną dziewczyną. Jestem szczupła, taka trochę filigranowa, ale nie za chuda. Mam na czym usiąść i czym oddychać Dużą uwagę przykładam do swojego ubioru, staram się wyglądać kobieco, lubię sukienki, spódniczki, spodnie rurki, tuniki. Nie jestem jakąś Megan Fox, ale czy naprawdę byłoby ze mną aż tak źle, że nie ma na mnie "amatora"? Spotykałam się z różnymi chłopakami, ale jakoś nie wychodziło. Strasznie przeżywam jak coś mi nie wychodzi, doprowadza mnie to do nerwicy. Tak właśnie jest w kontaktach z płcią przeciwną. Z jednej strony bardzo, bardzo chciałabym ułożyć sobie życie, mieć męża, rodzinę, a z drugiej czuję jakąś wewnętrzną blokadę przed tym, jakiś niewytłumaczalny strach przed zaczynaniem znajomości, lęk przed tym, że nie wyjdzie, że zostanę odrzucona itp. Najgorsze,że ten lęk nasila się z wiekiem Smutna Jak już się umówię z jakimś chłopakiem to wpadam w paniczny strach przed tym, że on uzna mnie za nieciekawą, nudną osobę, że nie będzie miał o czym ze mną rozmawiać. Ostatnio tak miałam, latem rok temu spotykałam się z pewnym chłopakiem. A on był równie nieśmiały jak ja. I często na naszych randkach panowała niezręczna cisza. Może to dla niektórych śmieszny problem, ale ja to strasznie przeżywałam, nawet w Internecie szukałam różnych wiadomości, informacji, po to, by udowodnić, że można ze mną o czym porozmawiać. Ciężko mi to pokonać. Zauważyłam też, że ciągle potrzebuję potwierdzeń tego, że wszystko ze mną w porządku, że jestem atrakcyjna. Jak słyszę komplementy od razu poprawia mi się humor i samoocena skacze do góry. A jak tylko ktoś mnie skrytykuje, bądź po prostu nie chwali wpadam w dół i ten dół trwa, aż znowu usłyszę komplement. Najbardziej cieszą mnie słowa uznania ze strony mężczyzn. Zauważyłam również, że największe "powodzenie" mam u mężczyzn żonatych, "dzieciatych", zajętych, bądź takich po 40. Właśnie tacy najczęściej chcą się ze mną umawiać. Tacy często też zaczepiali mnie nawet jak szłam ulicą. A wśród moich rówieśników jakoś nie wzbudzam euforii. Co jest ze mną nie tak, co robię źle? Tak było zawsze, myślałam, że studia coś zmienią, ale w mojej grupie większość osób była właśnie w wieku 40 lat. Od 4 lat pracuję. Już na samym początku wpadłam w dziwne, toksyczne zauroczenie, fascynację pewnym mężczyzną pod 40. Mężczyzna ten jest kawalerem, ale ma partnerkę dużo starszą od siebie. Na początku tylko siebie obserwowaliśmy, potem zaczęliśmy coraz więcej rozmawiać, po pewnym czasie on zaczął mnie "niewinnie", "niechcący" dotykać. Z czasem te dotknięcia stały się coraz śmielsze i częstsze. Dochodziło do tego, że on stwarzał sytuacje, abyśmy byli sami, werbował mnie do jakiegoś opuszczonego gabinetu. Dochodziło tam do "gorących" sytuacji. Nigdy nie doszło do seksu, ale bardzo niewiele już brakowało, były bardzo intensywne pieszczoty, pocałunki itp. Niby wiedziałam w jakie szambo dałam się władować, ale byłam (jestem) tak nim zaślepiona, ogłupiona, że wtedy w ogóle starałam się nie myśleć o tym. Odkładałam wyrzuty sumienia na potem. To "coś" między nami trwało ponad rok z przerwami. W trakcie "przerw" ten facet twierdził, że gryzie go sumienie, że nie chce mnie krzywdzić, tylko "ciężko mu się czasem powstrzymać". On wiedział, że jemu pierwszemu pozwoliłam się w taki sposób dotykać. Zdawał sobie sprawę, że jestem zakochana. Kiedy mnie odrzucał wpadałam w furię, w dół, płakałam, robiłam mu sceny, miałam żal i pretensje. Wiosną ubiegłego roku zebrałam się w sobie i postanowiłam, że daję sobie z tym spokój. I naprawdę wydawało mi się, że wychodzę na prostą. Nie szukałam już z nim kontaktu, wręcz zaczęłam go nawet unikać. Powoli stawał się dla mnie coraz bardziej obojętny. Zapisałam się na kurs prawa jazdy, kurs językowy, poznałam wkrótce tego nieśmiałego chłopaka, z którym niestety znowu nie wyszło. Chciałam zająć czymś myśli. I wtedy ten facet zaczął mnie "atakować", "czarować", wręcz się narzucał. Często przychodził pod pretekstem spraw służbowych, często czegoś ode mnie potrzebował. Często werbował mnie do swojego pokoju. Przez jakiś czas opierałam się temu. Doszło do tego, że czułam, że on "śledzi" mnie, patrzył, gdzie ja idę i jak szłam do jakiegoś pustego gabinetu, albo na korytarz, to on zaraz też się tam znajdował. Wszystko "pękło" w moje imieniny, przyszedł jako pierwszy złożyć mi życzenia i zaczął całować. Znowu wpadłam w sidła. Znowu zaczęło dochodzić między nami do takich sytuacji. Znowu zgłupiałam. Po czym od września ot tak prostu ponownie odsunął mnie od siebie. Dowiedziałam się z plotek, że ponoć zamieszkał ze swoją starszą partnerką. Zupełnie bez słowa, przestał kontaktować się ze mną. Oczywiście dostawałam wtedy szału, chodziłam do niego, robiłam sceny, wściekałam się, płakałam. On spokojnie tłumaczył, że nie może brnąć w to dalej, po prostu nie może. Trwało to gdzieś do lutego, a od lutego ponownie zaczął mnie mamić, ponownie doszło do tego, co kiedyś. To wszystko wygląda tak, że on po pracy werbuje mnie do gabinetu, tam się pieścimy. Ja wiem jak obrzydliwe to się wydaje, ale mam wrażenie, że jestem... UZALEŻNIONA Smutna( uzależniona od tego gościa, uzależniona od tych pieszczot, od tych ochłapów, które on mi oferuje, a jednocześnie widzę jakie to chore, żałosne, a nie potrafię tego przerwać. Jednocześnie bardzo przeżywam jak on tak się mną bawi, najpierw mnie omota, wykorzysta, a potem przez dłuższy czas dosłownie ucieka, unika, trzyma na dystans, nawet nie ma odwagi spojrzeć w oczy. Ostatnio doszło między nami do takiego zbliżenia gdzieś w maju, od tamtej pory znowu unika mojej osoby, nie odzywa się, udaje, że nie ma ze mną nic wspólnego, a jak dostaję furii, nie wytrzymuję go i robię mu wyrzuty to obraca kota ogonem, twierdząc, że jestem przewrażliwiona.
Czasem miewam najgorsze myśli, czuję się jakbym tkwiła w sytuacji bez wyjścia. Czuję, że nie czeka mnie nic dobrego w przyszłości Boję się, że nie ułożę sobie życia, że nigdy nikogo nie poznam, nikt mnie nie będzie chciał. Zapisałam się do psychologa, miałam już kilka wizyt, widzę, że psycholog chce mi jakoś pomóc, ale na razie nie ma efektów Bardzo smutna Nie umiem znieść widoku tego faceta, jak jest rozbawiony, jak rozmawia z innymi koleżankami, jak mnie zlewa i udaje, że nic się nie stało. Chciałabym, by był mi obojętny, ale nie jest


  PRZEJDŹ NA FORUM