jestem katoliczka a on jehowym zakochalam sie co mam robic?
    CIA pisze:

      Martana pisze:

      Zgadzam się z Piotrusiem. Nie wiem, czy szanowni Autorzy postów zwrócili uwagę na to, co sami wypisują. Jakakolwiek gadka o religiach od razu budzi w ludziach bezsensowną agresje i chęć słownego dokopania innym. Gratuluję. Może się mylę, ale religie wymyslono po to, by ludzie mieli oparcie w tym, co niezbadane, by było im łatwiej żyć, tłumaczyć niepowodzenia, by mogli jednoczyć się w pięknej intencji. Tymczasem plują na siebie, w imię religii właśnie. Kiedy pisałam o swoim "normalnym domu" to miałam na myśli między innymi to, że nauczono mnie nie pluć na nikogo, kto wierzy w coś, czego ja nie rozumiem, kto jest inny niż ja i z kim się nie zgadzam. Wiara powinna łączyć. Nieważne w co ta wiara by była. Nieważne, że "osoby" w postaci Jehowy czy Bożków hinduskich nie istnieją. Nieważne, że Jezus, Mahomet i Budda byli tylko zwykłymi ludźmi, którzy mieli niewytłumaczalną, magiczną zdolność do porwania tłumów. Oni chcieli dobrze a my to ich "dobrze" zamieniamy w bagno problemów i opluwania się nawzajem. Jeszcze raz gratulacje.

    Zadziwiające jak ludzie nie mający kompletnego pojęcia o życiu starają się dawać genialne rady tolerancji. tylko co to ma do rzeczy?

    To może powrócę do tematu bo poza poklepywaniem się po ramieniu nic nikt nie wniósł. Otóż dla prawdziwych światopoglądowo: katolika i świadka Jehowy wspólne małżeństwo jako małżeństwo nie może zaistnieć z prostego faktu jakim jest niemożność pogodzenia pewnych decyzji:
    - dla katolika by zaistniało małżeństwo jest niezbędne by zawarli narzeczeni ze sobą ślub przed wspólnotą jego/jej Kościoła, /nie ma innej opcji/
    - dla świadka Jehowy by zaistniało małżeństwo jest niezbędne by zawarli narzeczeni ze sobą ślub przed urzędnikiem USC, /nie ma innej opcji, to znaczy, że ślub przed prezbiterem czy diakonem katolickim nie wchodzi w rachubę/

    A wiec jeżeli ktoś liznął zasady LOGIKI, wie, ze są to dwa działania ze sobą sprzeczne. Mógłbym się tu jeszcze trochę rozpisać, ale jestem ciekaw czy ktoś się zatrzyma i pójdzie po rozum do głowy.


    P.S.
    I tak swoją drogą... Mahomet nie porwał tłumów, a to co zapewniał sowim zwolennikom przywileje i to łupy wojenne. A na początku go wypędzono z Mekki, zaś w Medynie szukał sojuszy politycznych, a kiedy zdobywał przewagę przeganiał lub wybijał swoich przeciwników.





I nie truj dupy o zasadach...czy coś może dojść do skutku czy nie...
Oni się kochają i co będziesz im mędzić o zasadach...czy oni mogą czy nie...oni to mają głęboko w dupie bo się kochają...i co Ty na to moralisto od siedmiu boleści...


  PRZEJDŹ NA FORUM