Uzależnienie od chorej miłości
Hej, bardzo dawno mnie tu nie było, chciałam Wam opisać co się dzieje u mnie. Między mną a tym facetem nie doszło już więcej do intymnych kontaktów. Wręcz przeciwnie, on zdecydowaie odciął się ode mnie. Przez ten kawał czasu nie zamienił nawet jednego słowa ze mną. Jedynie raz na jakiś czas mruknie "cześć", ale też nie za często. Niesamowicie ciężko to przeżywałam, to jest nadal trudne dla mnie, że po czymś takim on teraz mija mnie jak zepsute powietrze, tak jakbym nie istniała, nie było mnie. Zdarzało się, że wybuchałam złością wobec niego, stałam się nerwowa, drażliwa. Zauważyłam, że bardzo polubił się z pewną kobietą z sekretariatu. Pracuje u nas od 3 lat, ma 35 lat, córkę i męża. Ona tego męża odbiła innej żonie, jest od niej sporo starszy, czekała na jego rozwód, niedawno wzięli ślub. I co ciekawe ten facet z pracy jakoś najbardziej nakręcił się na nią jak ona wzięła ten ślub. Po niej też było widać ogromną słabość do niego. Ja to widziałam i oczywiście nawet nie umiałam ukryć swojej zazdrości. Od jakichś dwóch miesięcy przyłapałam ich parę razy na mieście, on codziennie ją podwozi i odwozi. Jak mnie zauważyli strasznie się zmieszali, odwracali głowę w drugą stronę. Potem w pracy tratowali mnie jak powietrze. On przestał ją zabierać bezpośrednio spod firmy, tylko zaczęli się umawiać kilka metrów dalej na takiej pustej uliczce. Ale też kilka osób z firmy już ich tam "nakryło". Okazało się też, że on przeprowadził się na jej osiedle. Ciężko właściwie określić co ich łączy, czy to już romans, czy może poważniejszy związek, czy tylko podwozi ją po koleżeńsku. W każdym razie ona przestała nosić obrączkę, jedna z koleżanek widziała ich też któregoś dnia w supermarkecie. Oficjalnie nikt niczego nie wie w firmie, ale robią się plotki. Oni się ukrywają, kamuflują to. Ja strasznie to przeżywałam (przeżywam), do tego stopnia, że dostałam nerwicy. Natłukłam sobie do głowy, że mężatka z dzieckiem jest dla niego atrakcyjniejsza niż ja, wolna panna. Jakieś dwa tygodnie temu zrobiłam głupotę, nie wytrzymałam, powiedziałam mu wprost, że domyślam się, że coś go z nią łączy. On najpierw się żachnął, że "teraz dopiero rzuciłam stwierdzenie", a potem powiedział, że ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza, bo to są sprawy między nimi. Zaczęłam się upokarzać, pytać w czym jestem gorsza, słowem zrobiłam taki cyrk, że nie wiem, czy kiedykolwiek odbuduję szacunek do siebie samej. Następnego dnia musiałam wziąć urlop na żądanie, bo nie byłam w stanie iść do pracy. Dostałam też ataku nerwicy, musiałam pójść do lekarza i dał mi tygodniowe zwolnienie lekarskie. Przez cały tydzień próbowałam dojść do siebie, miałam zaciśnięty żołądek, klatkę piersiową, schudłam, a i tak jestem szczupła, mam głupie myśli, lęki itp. Ta kobieta w pracy reaguje na mnie niemal alergicznie, chyba jakby mogła to by zabiła mnie wzrokiem. Niesamowicie denerwuje się w moim towarzystwie, ona chyba ma obawy, że roznoszę jakieś plotki. A ja nic nie musze, każdego dnia jakaś nowa osoba widzi ich na mieście. Trudno w to uwierzyć, że zupełnie nic ich nie łączy. Przez cały czas chodzę do psychologa. Najpierw chodziłam na terapię do jednej pani, a od 2 miesięcy chodzę do pewnego pana od psychologii behawioralno-poznawczej. Stara się mi pomóc, ale wiem, że żaden psycholog nie jest czarnoksiężnikiem i mnie nie zaczaruje, ani nie odczaruje. Psycholog uważa, że nie są mi potrzebne żadne leki, nie stwierdził też, bym miała jakąś depresję, czy inną chorobę psychiczną. Uważa, że to typowo psychologiczny problem. Nawet nie szczędzi mi swoich prywtanych poglądów, tłumaczy, że mam obsesję na punkcie łajdaka, który jest nic nie wart, przekonuje mnie, że dobrze, że nie stało się nic więcej, że nie byłam z nim w żadnym związku, że ten jego nowy romans na pewno też nie wyjdzie na dobre ani jemu, ani tej kobiecie. Ale co z tego, jak idę do pracy, widzę jego, ją, to ponownie flaki mi się wywracają za przeproszeniem!! Podjęłam decyzję i chcę zmienić pracę. Uruchomiłam wszelkie znajomości, przeglądam ogłoszenia, ale to nie jest proste. Psycholog twierdzi, że zmiana pracy to ucieczka, a nie rozwiązanie, ale ja chcę, naprawdę chcę zmienić pracę. Jeśli coś wyjdzie ze związku tego faceta z tą kobietą, jeśli ona rzuci męża dla niego, to ja nie będę w stanie patrzeć na nich, na ich ślub, może dzieci? Nie będę w stanie patrzeć na to bez emocji. Lepiej jak mnie już tam nie będzie do tej pory... Pozdrawiam


  PRZEJDŹ NA FORUM