NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » PROBLEMY MIŁOSNE » UZALEŻNIENIE OD CHOREJ MIŁOŚCI

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Uzależnienie od chorej miłości

  
korrrba
13.10.2011 18:04:02
Grupa: Użytkownik

Posty: 5 #784480
Od: 2011-10-13
Mam 26 lat (niedługo 27) i jestem dziewicą. Ciężko mi określić, z czego właściwie to wynika. Może z tego, że od dziecka jestem bardzo nieśmiała, a już zwłaszcza w kontaktach z facetami. Nie wiem w jakiej skali mogę oceniać swoją atrakcyjność, bo to zależy od gustu. No, ale myślę, że jestem (chyba) całkiem normalną dziewczyną. Jestem szczupła, taka trochę filigranowa, ale nie za chuda. Mam na czym usiąść i czym oddychać Dużą uwagę przykładam do swojego ubioru, staram się wyglądać kobieco, lubię sukienki, spódniczki, spodnie rurki, tuniki. Nie jestem jakąś Megan Fox, ale czy naprawdę byłoby ze mną aż tak źle, że nie ma na mnie "amatora"? Spotykałam się z różnymi chłopakami, ale jakoś nie wychodziło. Strasznie przeżywam jak coś mi nie wychodzi, doprowadza mnie to do nerwicy. Tak właśnie jest w kontaktach z płcią przeciwną. Z jednej strony bardzo, bardzo chciałabym ułożyć sobie życie, mieć męża, rodzinę, a z drugiej czuję jakąś wewnętrzną blokadę przed tym, jakiś niewytłumaczalny strach przed zaczynaniem znajomości, lęk przed tym, że nie wyjdzie, że zostanę odrzucona itp. Najgorsze,że ten lęk nasila się z wiekiem Smutna Jak już się umówię z jakimś chłopakiem to wpadam w paniczny strach przed tym, że on uzna mnie za nieciekawą, nudną osobę, że nie będzie miał o czym ze mną rozmawiać. Ostatnio tak miałam, latem rok temu spotykałam się z pewnym chłopakiem. A on był równie nieśmiały jak ja. I często na naszych randkach panowała niezręczna cisza. Może to dla niektórych śmieszny problem, ale ja to strasznie przeżywałam, nawet w Internecie szukałam różnych wiadomości, informacji, po to, by udowodnić, że można ze mną o czym porozmawiać. Ciężko mi to pokonać. Zauważyłam też, że ciągle potrzebuję potwierdzeń tego, że wszystko ze mną w porządku, że jestem atrakcyjna. Jak słyszę komplementy od razu poprawia mi się humor i samoocena skacze do góry. A jak tylko ktoś mnie skrytykuje, bądź po prostu nie chwali wpadam w dół i ten dół trwa, aż znowu usłyszę komplement. Najbardziej cieszą mnie słowa uznania ze strony mężczyzn. Zauważyłam również, że największe "powodzenie" mam u mężczyzn żonatych, "dzieciatych", zajętych, bądź takich po 40. Właśnie tacy najczęściej chcą się ze mną umawiać. Tacy często też zaczepiali mnie nawet jak szłam ulicą. A wśród moich rówieśników jakoś nie wzbudzam euforii. Co jest ze mną nie tak, co robię źle? Tak było zawsze, myślałam, że studia coś zmienią, ale w mojej grupie większość osób była właśnie w wieku 40 lat. Od 4 lat pracuję. Już na samym początku wpadłam w dziwne, toksyczne zauroczenie, fascynację pewnym mężczyzną pod 40. Mężczyzna ten jest kawalerem, ale ma partnerkę dużo starszą od siebie. Na początku tylko siebie obserwowaliśmy, potem zaczęliśmy coraz więcej rozmawiać, po pewnym czasie on zaczął mnie "niewinnie", "niechcący" dotykać. Z czasem te dotknięcia stały się coraz śmielsze i częstsze. Dochodziło do tego, że on stwarzał sytuacje, abyśmy byli sami, werbował mnie do jakiegoś opuszczonego gabinetu. Dochodziło tam do "gorących" sytuacji. Nigdy nie doszło do seksu, ale bardzo niewiele już brakowało, były bardzo intensywne pieszczoty, pocałunki itp. Niby wiedziałam w jakie szambo dałam się władować, ale byłam (jestem) tak nim zaślepiona, ogłupiona, że wtedy w ogóle starałam się nie myśleć o tym. Odkładałam wyrzuty sumienia na potem. To "coś" między nami trwało ponad rok z przerwami. W trakcie "przerw" ten facet twierdził, że gryzie go sumienie, że nie chce mnie krzywdzić, tylko "ciężko mu się czasem powstrzymać". On wiedział, że jemu pierwszemu pozwoliłam się w taki sposób dotykać. Zdawał sobie sprawę, że jestem zakochana. Kiedy mnie odrzucał wpadałam w furię, w dół, płakałam, robiłam mu sceny, miałam żal i pretensje. Wiosną ubiegłego roku zebrałam się w sobie i postanowiłam, że daję sobie z tym spokój. I naprawdę wydawało mi się, że wychodzę na prostą. Nie szukałam już z nim kontaktu, wręcz zaczęłam go nawet unikać. Powoli stawał się dla mnie coraz bardziej obojętny. Zapisałam się na kurs prawa jazdy, kurs językowy, poznałam wkrótce tego nieśmiałego chłopaka, z którym niestety znowu nie wyszło. Chciałam zająć czymś myśli. I wtedy ten facet zaczął mnie "atakować", "czarować", wręcz się narzucał. Często przychodził pod pretekstem spraw służbowych, często czegoś ode mnie potrzebował. Często werbował mnie do swojego pokoju. Przez jakiś czas opierałam się temu. Doszło do tego, że czułam, że on "śledzi" mnie, patrzył, gdzie ja idę i jak szłam do jakiegoś pustego gabinetu, albo na korytarz, to on zaraz też się tam znajdował. Wszystko "pękło" w moje imieniny, przyszedł jako pierwszy złożyć mi życzenia i zaczął całować. Znowu wpadłam w sidła. Znowu zaczęło dochodzić między nami do takich sytuacji. Znowu zgłupiałam. Po czym od września ot tak prostu ponownie odsunął mnie od siebie. Dowiedziałam się z plotek, że ponoć zamieszkał ze swoją starszą partnerką. Zupełnie bez słowa, przestał kontaktować się ze mną. Oczywiście dostawałam wtedy szału, chodziłam do niego, robiłam sceny, wściekałam się, płakałam. On spokojnie tłumaczył, że nie może brnąć w to dalej, po prostu nie może. Trwało to gdzieś do lutego, a od lutego ponownie zaczął mnie mamić, ponownie doszło do tego, co kiedyś. To wszystko wygląda tak, że on po pracy werbuje mnie do gabinetu, tam się pieścimy. Ja wiem jak obrzydliwe to się wydaje, ale mam wrażenie, że jestem... UZALEŻNIONA Smutna( uzależniona od tego gościa, uzależniona od tych pieszczot, od tych ochłapów, które on mi oferuje, a jednocześnie widzę jakie to chore, żałosne, a nie potrafię tego przerwać. Jednocześnie bardzo przeżywam jak on tak się mną bawi, najpierw mnie omota, wykorzysta, a potem przez dłuższy czas dosłownie ucieka, unika, trzyma na dystans, nawet nie ma odwagi spojrzeć w oczy. Ostatnio doszło między nami do takiego zbliżenia gdzieś w maju, od tamtej pory znowu unika mojej osoby, nie odzywa się, udaje, że nie ma ze mną nic wspólnego, a jak dostaję furii, nie wytrzymuję go i robię mu wyrzuty to obraca kota ogonem, twierdząc, że jestem przewrażliwiona.
Czasem miewam najgorsze myśli, czuję się jakbym tkwiła w sytuacji bez wyjścia. Czuję, że nie czeka mnie nic dobrego w przyszłości Boję się, że nie ułożę sobie życia, że nigdy nikogo nie poznam, nikt mnie nie będzie chciał. Zapisałam się do psychologa, miałam już kilka wizyt, widzę, że psycholog chce mi jakoś pomóc, ale na razie nie ma efektów Bardzo smutna Nie umiem znieść widoku tego faceta, jak jest rozbawiony, jak rozmawia z innymi koleżankami, jak mnie zlewa i udaje, że nic się nie stało. Chciałabym, by był mi obojętny, ale nie jest
  
Electra03.05.2024 01:35:32
poziom 5

oczka
  
Martana
13.10.2011 19:34:14
poziom 5

Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Dublin

Posty: 718 #784525
Od: 2010-2-12
Nie wiem, czy to miejsce sprzyja analizie psychologicznej zwłaszcza w wykananiu osoby, która, poza suchą wiedzą wyczytaną z beznadziejnych książek, ma też praktykę w wielu sprawach. Postaram się więc streścić. Po pierwsze - Twój okrutny luby. Okrutny, wyrachowany, wredny sk.....syn. Czemu? Znalazł sobie śliczną, młodą dziewuszkę, którą rozpracował. Wie, że jesteś delikatna, nierozdziewiczona i łasa na jego uroki, więc lubi Cię zmacać, gdy jego kochanka ma okres albo się pokłócą. Z nią jest dla kasy a Ciebie obłapia dla przyjemności. Ty nie dasz mu wygodnego życia a ona nie da mu tej dziewiczej świeźości, którą masz. Nie widzisz, że to szczyt "ścierwiejstwa"? Po drugie - piszesz, że podobasz się facetom po 40. Ja też zawsze się takim podobałam nawet, jak miałam 15 lat. Nie ma w tym nic złego, wielu facetów po 40 może dać Ci milion razy więcej czułości, dojrzałego uczucia i satysfakcji w związku niż rówiesnicy. Nie można jednak pakować się w związi z kimś, kto sam nie jest wolny. Wielu facetów w wieku młodo - średnim, to rozwodnicy, którzy będąc młodzieńcami popełnili błąd życia i ożenili się z pierwszą miłością. Teraz znają smak życia a są jeszcze na tyle młodzi, że dadzą radę ułożyć sobie je na nowo. Widzę Cię jako uroczą, naiwną ale i mądrą kobietę, która wie, czego chce, tylko się boi. Zostaw chłopaków w Twoim wieku i postaw Veto swojemu miłosnemu oprawcy. To wcale nie jest takie trudne. Wyobraź sobie własną satysfakcję, jak następnym razem mówisz mu: "Chłopie, co ja jestem, zabawka? Dmuchana lala? Idź do swojej baby i znaj moją dobroć i honor, że nie polecę do niej i nie wyśpiewam, co ze mną wyrabiasz! Wiedz jednak, że moge to zrobić w każdej chwili!" Niech się przestraszy. Z całego serca życzę Ci powodzenia.
  
korrrba
13.10.2011 19:47:19
Grupa: Użytkownik

Posty: 5 #784533
Od: 2011-10-13
Cześć, dziękuję za tak miłą i szczerą odpowiedź. Tym bardziej mi miło, że spodziewałam się raczej lawiny krytyki pod moim adresem... W tym momencie tak się zapętliłam w tym wszystkim, że naprawdę, uwierz mi, że nie potrafię ocenić swojej sytuacji z boku, obiektywnie. Nie potrafię ocenić tego faceta, czy on jest winny trochę, czy bardzo, czy to ja jestem najbardziej winna? Nieraz myślę sobie, że mam na co zasłużyłam, nie mam w końcu lat 15, tylko znacznie więcej, powinnam mieć więcej oleju w głowie, ale jednak to on zaczął tę grę, kiedy były tego "początki" ja się tego przestraszyłam, nie chciałam, on niby się wtedy "odsuwał", ale umiejętnie potrafił łamać moje bariery. I w końcu stało się, jak kiedyś nawet mi przez myśl nie przeszło, że ja się tak upodlę, tak zaczęłam w to brnąć coraz dalej i dalej, a wręcz uzależniłam się od tego. A poczułam, że się uzależniłam jak już on odsunął mnie od siebie... Boli mnie to jak cholera, ale kiedy w końcu po jakimś czasie pogodziłam się z tym, dochodziłam do siebie, on ponownie zaczynał swoją grę. Teraz jestem znowu na etapie, kiedy ponownie zostawił mnie samą sobie ze złamanym sercem, w ogóle złamaną, z zaniżoną samooceną i nie wiem, co zrobić ze sobą. Chodzę do psychologa, ale nie wiem, czy to mi w ogóle pomoże...
  
Martana
13.10.2011 21:11:24
poziom 5

Grupa: Użytkownik

Lokalizacja: Dublin

Posty: 718 #784588
Od: 2010-2-12
Powiedz mi, czemu kultura europejska i nasz katloicki, polski zaścianek każe kobietom za wszystko się obwiniać? Facet zdradzi z Toba żonę - Twoja wina, usuniesz ciążę - jesteś dzieckiem szatana, zostaniesz zgwałcona - Ty zawiniłas, bo prowokujesz, PARANOJA JAKAŚ! Winnym może czuć się ten, który zrobił umyśnie krzywdę innej, żywej istocie. Z tego, co wiem, nikogo nie skrzywdziłaś poza sobą, ale obwinianie siebie za emocje też nie jest najlepszym wyjściem. Co do samooceny to, niestety trzeba na nia pracować samemu i, co ważniejsze - trzeba być w tym obiektywnym. Kolejna cecha Polaków to lubowanie się w swoich wyimaginowanych kompleksach i zmartwieniach. Polak nie może powiedziec obiektywnie: "jestem piekny, mądry, mam świetna prace, ludzie mnie lubią". Nie może, choć wszyscy dookoła widzą, że tak właśnie jest. Nie dawj sie wciągnąć w zbiorowe narzekanie. Lubisz swoja figurę, nos, uszy, takie a nie inne cechy charakteru - stań przed lustrem i oceń to wszystko obiektywnie. Jesli dalej Ci się podoba, to czemu nie miałabys powiedzieć: "Tak, mam niespotykanie piekne łydki, szczerze mówiąc u żadnej nie widziałam ładniejszych." To będzie prawda a nie wmawianie sobie bzdur. Jak poczujesz w sobie siłę, to jakiś kretyn z pracy nie będzie dla Ciebie wart nawet splunięcia. Jak miałam 15 lat urosły mi cyce rozmiaru 80G. 99 procent dziewczyn w tym wieku wpadłoby w depresję a ja wypięłam te koszmarne balony do przodu i, choć ich nienawidziłam, wiedziałam jedno - żadna inna nie ma czegoś takiego. Paradoksalnie, na swej kontrowersyjnej inności zaczęłam budować pewność siebie, która jest nie do zdarcia. Ty też zrób atut ze swojej "inności". Jesteś 26 letnią dziewicą, która byle komu się nie odda - nie ma już na świecie atrakcyjnych, zdrowych kobiet z takim "statusem sexualnym"wesołyNapisz tu czym różnisz się od reszty świata i co Cię czyni wyjątkową. Ja, poza wielkimi cyckami mam też dziecięco wąskie biodra, nie reaguję na środki psychotropowe ani THC, kocham szczury i pająki, nie umiem liczyć, i jestem za aborcją. Nie każdemu podoba się ta inność, ale jest moja, własna i już. Ty też masz swoją niszę, która da Ci siłę.
  
korrrba
15.10.2011 11:44:58
Grupa: Użytkownik

Posty: 5 #785473
Od: 2011-10-13
No właśnie, jest zapewne tak jak piszesz, nie jestem byle kim, sroce spod ogona nie wypadłam, żeby dawać się tak traktować... Ale to jakoś głęboko we mnie siedzi smutny(( Te moje lęki.

Jestem obecnie zalogowana na kilku portalach randkowych, zamieszczam swoje zdjęcia, swój opis, piszą do mnie różni faceci, a ja nie mam odwagi spotkać się na żywo smutny Po pierwsze boję się, że na żywo się nie spodobam i że facet może mi to okazać w bardzo nieprzyjemny sposób. A po drugie boję się, że zawsze będę zakochana w tym nieodpowiednim z pracy, że nigdy mi to nie przejdzie smutny ((

To nie jest tak, że on mi się narzuca. Jest odwrotnie, w pewnym sensie wykorzystał mnie kolejny raz, a teraz ma mnie po dziurki w nosie, nie chce mieć ze mną nic wspólnego, nie rozmawia ze mną, a udaje, że wszystko jest ok. To ja teraz wariuję, poniżam się, jestem zazdrosna o inne koleżanki i nie mogę przeboleć, że zostałam tak potraktowana, a teraz on ma mnie za nic...

Wczoraj miałam bardzo nieprzyjemną rozmowę z pewną koleżanką z pracy. Zauważyłam, że jest na mnie obrażona i nie myliłam się, jak ją zapytałam o powód, to przyznała, że zauważyła, że jestem zazdrosna o tego faceta, że widać to po mnie jak cholera, a ten facet bardzo ją lubi i często z nią rozmawia. Ona jest mężatką i ma dziecko, a ja dostaję szaleńczej zazdrości nawet z powodu zwykłych rozmów. Nie jest moim facetem, nigdy nim nie był i nie będzie, a ja się tak zachowuję. Zniechęcam przez to do siebie koleżanki, które były do mnie życzliwie nastawione... Czasem myślę, że mam wyjątkowy dar do komplikowania sobie życia...
  
Lukasz
09.11.2011 12:46:26
Grupa: Użytkownik

Posty: 9 #799186
Od: 2011-10-11
jezu ja mam 16 prawie 17 i nie mam dziewczyny i co a na twoje pyt nie potrafię odpowiedzieć bo nie mam pojęcia
  
korrrba
26.03.2012 11:29:31
Grupa: Użytkownik

Posty: 5 #903653
Od: 2011-10-13
Hej, bardzo dawno mnie tu nie było, chciałam Wam opisać co się dzieje u mnie. Między mną a tym facetem nie doszło już więcej do intymnych kontaktów. Wręcz przeciwnie, on zdecydowaie odciął się ode mnie. Przez ten kawał czasu nie zamienił nawet jednego słowa ze mną. Jedynie raz na jakiś czas mruknie "cześć", ale też nie za często. Niesamowicie ciężko to przeżywałam, to jest nadal trudne dla mnie, że po czymś takim on teraz mija mnie jak zepsute powietrze, tak jakbym nie istniała, nie było mnie. Zdarzało się, że wybuchałam złością wobec niego, stałam się nerwowa, drażliwa. Zauważyłam, że bardzo polubił się z pewną kobietą z sekretariatu. Pracuje u nas od 3 lat, ma 35 lat, córkę i męża. Ona tego męża odbiła innej żonie, jest od niej sporo starszy, czekała na jego rozwód, niedawno wzięli ślub. I co ciekawe ten facet z pracy jakoś najbardziej nakręcił się na nią jak ona wzięła ten ślub. Po niej też było widać ogromną słabość do niego. Ja to widziałam i oczywiście nawet nie umiałam ukryć swojej zazdrości. Od jakichś dwóch miesięcy przyłapałam ich parę razy na mieście, on codziennie ją podwozi i odwozi. Jak mnie zauważyli strasznie się zmieszali, odwracali głowę w drugą stronę. Potem w pracy tratowali mnie jak powietrze. On przestał ją zabierać bezpośrednio spod firmy, tylko zaczęli się umawiać kilka metrów dalej na takiej pustej uliczce. Ale też kilka osób z firmy już ich tam "nakryło". Okazało się też, że on przeprowadził się na jej osiedle. Ciężko właściwie określić co ich łączy, czy to już romans, czy może poważniejszy związek, czy tylko podwozi ją po koleżeńsku. W każdym razie ona przestała nosić obrączkę, jedna z koleżanek widziała ich też któregoś dnia w supermarkecie. Oficjalnie nikt niczego nie wie w firmie, ale robią się plotki. Oni się ukrywają, kamuflują to. Ja strasznie to przeżywałam (przeżywam), do tego stopnia, że dostałam nerwicy. Natłukłam sobie do głowy, że mężatka z dzieckiem jest dla niego atrakcyjniejsza niż ja, wolna panna. Jakieś dwa tygodnie temu zrobiłam głupotę, nie wytrzymałam, powiedziałam mu wprost, że domyślam się, że coś go z nią łączy. On najpierw się żachnął, że "teraz dopiero rzuciłam stwierdzenie", a potem powiedział, że ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza, bo to są sprawy między nimi. Zaczęłam się upokarzać, pytać w czym jestem gorsza, słowem zrobiłam taki cyrk, że nie wiem, czy kiedykolwiek odbuduję szacunek do siebie samej. Następnego dnia musiałam wziąć urlop na żądanie, bo nie byłam w stanie iść do pracy. Dostałam też ataku nerwicy, musiałam pójść do lekarza i dał mi tygodniowe zwolnienie lekarskie. Przez cały tydzień próbowałam dojść do siebie, miałam zaciśnięty żołądek, klatkę piersiową, schudłam, a i tak jestem szczupła, mam głupie myśli, lęki itp. Ta kobieta w pracy reaguje na mnie niemal alergicznie, chyba jakby mogła to by zabiła mnie wzrokiem. Niesamowicie denerwuje się w moim towarzystwie, ona chyba ma obawy, że roznoszę jakieś plotki. A ja nic nie musze, każdego dnia jakaś nowa osoba widzi ich na mieście. Trudno w to uwierzyć, że zupełnie nic ich nie łączy. Przez cały czas chodzę do psychologa. Najpierw chodziłam na terapię do jednej pani, a od 2 miesięcy chodzę do pewnego pana od psychologii behawioralno-poznawczej. Stara się mi pomóc, ale wiem, że żaden psycholog nie jest czarnoksiężnikiem i mnie nie zaczaruje, ani nie odczaruje. Psycholog uważa, że nie są mi potrzebne żadne leki, nie stwierdził też, bym miała jakąś depresję, czy inną chorobę psychiczną. Uważa, że to typowo psychologiczny problem. Nawet nie szczędzi mi swoich prywtanych poglądów, tłumaczy, że mam obsesję na punkcie łajdaka, który jest nic nie wart, przekonuje mnie, że dobrze, że nie stało się nic więcej, że nie byłam z nim w żadnym związku, że ten jego nowy romans na pewno też nie wyjdzie na dobre ani jemu, ani tej kobiecie. Ale co z tego, jak idę do pracy, widzę jego, ją, to ponownie flaki mi się wywracają za przeproszeniem!! Podjęłam decyzję i chcę zmienić pracę. Uruchomiłam wszelkie znajomości, przeglądam ogłoszenia, ale to nie jest proste. Psycholog twierdzi, że zmiana pracy to ucieczka, a nie rozwiązanie, ale ja chcę, naprawdę chcę zmienić pracę. Jeśli coś wyjdzie ze związku tego faceta z tą kobietą, jeśli ona rzuci męża dla niego, to ja nie będę w stanie patrzeć na nich, na ich ślub, może dzieci? Nie będę w stanie patrzeć na to bez emocji. Lepiej jak mnie już tam nie będzie do tej pory... Pozdrawiam
  
Electra03.05.2024 01:35:32
poziom 5

oczka

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » PROBLEMY MIŁOSNE » UZALEŻNIENIE OD CHOREJ MIŁOŚCI

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny